Dalej projektuję moją nową postać, jeszcze nie jestem pewna ostatecznego wizerunku. Pielgrzym ma być połączeniem wszystkich tych, których spotkałam w czasie swojej wędrówki po Hiszpanii. Każdy tam przybył ze swojego kraju, każdy miał swoją historię, być może prostą i szczęśliwą, być może tragiczną, każdy miał swoje własne życie, ale na trasie to wszystko znikało. Wszyscy stawali się tacy sami, wszyscy po prostu szli, po prostu jedli, po prostu spali i potem znów szli. Niezależnie od swojej przeszłości i od swoich planów, od zajmowanych stanowisk, od wieku czy płci - to wszystko nie miało tam znaczenia. Dlatego mój Pielgrzym jest bezimienny, dopóki nie dojdzie do celu. To postać bez historii, bez domu, bez niczego. O niczym nie myśli, niczym się nie przejmuje. Na chwilę obecną on po prostu idzie.
![]()
Czas i miejsce również chcę zostawić nieokreślone, być może jest to bardzo odległa przyszłość, a może wymieszanie wszystkich czasów. Pielgrzym posiada starodawny przewodnik z wyblakłymi kartkami, na ostatnich stronach jest wzmianka o krainie na samym krańcu Ziemi i o potworach w oceanie. Jako że internet w tym uniwersum nie istnieje, Pielgrzym nie ma innych źródeł informacji i wierzy słowom przewodnika, jednocześnie jednak wyrusza w podróż, by nanieść jakieś poprawki do tekstu.
Wspominałam o nietypowym towarzyszu...
![]()
Jeśli ktoś widział mój film z Hiszpanii - są tam głównie ludzie, całe grupy ludzi. Mam też spory materiał filmowy z dni, które przeszłam samotnie, ale budzi we mnie raczej niemiłe wspomnienia i dodałam go jak najmniej. Szczerze - większość drogi przeszłam sama, jak chyba większość wędrowców na tej mało popularnej trasie del Norte (jedynie w schroniskach zawsze czekała na mnie ta sama, cudowna stała ekipa super ludzi), ale nienawidziłam tej samotności i żałowałam, że nie mam choćby psa, który cały czas biegałby obok. Potem zaczęłam wymyślać właśnie Pielgrzyma, który podróżowałby z psopodobnym towarzyszem - wielkim robotem-pająkiem. Nie mam pojęcia, czemu akurat robot przyszedł mi do głowy. :P
![]()
Ale wyobraźcie sobie, ile taki robot miałby zastosowań! Jesteś w pięknym miejscu, ale nie ma ci kto zrobić zdjęcia, a aparatu z samowyzwalaczem nie ma gdzie postawić (a statyw za ciężki do noszenia) - robot zrobi ci idealną fotkę. Chcesz iść spać, ale zanosi się na deszcz - robot to idealne zadaszenie. Idziesz, a przed tobą kałuże i rzeki (takie drogi też się zdarzały) - robot może cię ponieść. Ale przede wszystkim nie ma tego uczucia samotności - można sobie nawet pogadać (choć to bardzo małomówny robot jest).
![]()
Tak więc Pielgrzym wędruje ze swoim robo-pająkiem Estebanem, którego wykupił na jakimś złomowisku za 75 centów. Co z tego będzie nadal nie wiem, historia układa mi się w głowie, choć jest zupełnie bez początku i bez końca, raczej osobne pomysły. Mogę tylko powiedzieć, że podróże stanowią niemalże niewyczerpane źródło inspiracji, więc nic tylko wędrować, a potem kreować. :)

Czas i miejsce również chcę zostawić nieokreślone, być może jest to bardzo odległa przyszłość, a może wymieszanie wszystkich czasów. Pielgrzym posiada starodawny przewodnik z wyblakłymi kartkami, na ostatnich stronach jest wzmianka o krainie na samym krańcu Ziemi i o potworach w oceanie. Jako że internet w tym uniwersum nie istnieje, Pielgrzym nie ma innych źródeł informacji i wierzy słowom przewodnika, jednocześnie jednak wyrusza w podróż, by nanieść jakieś poprawki do tekstu.
Wspominałam o nietypowym towarzyszu...

Jeśli ktoś widział mój film z Hiszpanii - są tam głównie ludzie, całe grupy ludzi. Mam też spory materiał filmowy z dni, które przeszłam samotnie, ale budzi we mnie raczej niemiłe wspomnienia i dodałam go jak najmniej. Szczerze - większość drogi przeszłam sama, jak chyba większość wędrowców na tej mało popularnej trasie del Norte (jedynie w schroniskach zawsze czekała na mnie ta sama, cudowna stała ekipa super ludzi), ale nienawidziłam tej samotności i żałowałam, że nie mam choćby psa, który cały czas biegałby obok. Potem zaczęłam wymyślać właśnie Pielgrzyma, który podróżowałby z psopodobnym towarzyszem - wielkim robotem-pająkiem. Nie mam pojęcia, czemu akurat robot przyszedł mi do głowy. :P

Ale wyobraźcie sobie, ile taki robot miałby zastosowań! Jesteś w pięknym miejscu, ale nie ma ci kto zrobić zdjęcia, a aparatu z samowyzwalaczem nie ma gdzie postawić (a statyw za ciężki do noszenia) - robot zrobi ci idealną fotkę. Chcesz iść spać, ale zanosi się na deszcz - robot to idealne zadaszenie. Idziesz, a przed tobą kałuże i rzeki (takie drogi też się zdarzały) - robot może cię ponieść. Ale przede wszystkim nie ma tego uczucia samotności - można sobie nawet pogadać (choć to bardzo małomówny robot jest).

Tak więc Pielgrzym wędruje ze swoim robo-pająkiem Estebanem, którego wykupił na jakimś złomowisku za 75 centów. Co z tego będzie nadal nie wiem, historia układa mi się w głowie, choć jest zupełnie bez początku i bez końca, raczej osobne pomysły. Mogę tylko powiedzieć, że podróże stanowią niemalże niewyczerpane źródło inspiracji, więc nic tylko wędrować, a potem kreować. :)