Heeej, kilka osób pytało mnie o wrażenia po obejrzeniu "Gravity falls" do końca. Całość jest już za mną, więc proszę. (Nie będzie spoilerów, śmiało można czytać!)
Uderza mnie to, jak niesamowicie ukazana jest więź między dwójką głównych bohaterów, ostatnio chyba zapomniałam o tym wspomnieć. A po obejrzeniu całości zdałam sobie sprawę, że ten film opiera się głównie na tym. Kto ma rodzeństwo ten wie, jaka siła tkwi w takiej więzi (dla przykładu ja i mój brat często myślimy o tym samym w tym samym momencie, totalnie czytamy sobie w myślach). Film sporo by stracił, gdyby głównym bohaterem był jedynak. Przez te wszystkie odcinki można było obserwować relację opartą na poświęceniu i akceptacji. Przygoda Dippera i Mabel w pewnym momencie się skończyła, ale pozostała im ta druga osoba, z którą zawsze będzie się można dzielić wspomnieniami.
"Gravity falls" nie boi się dojrzałych przemyśleń. Jeżeli chodzi o końcowe odcinki, to największe wrażenie zrobił na mnie ten poświęcony wyobraźni ("Escape from Reality"). Odcinek ten, jak i przecież cały serial, wypełniony był magią i surrealizmem, słowem: był całkowitym oderwaniem od rzeczywistości. Tym większym zaskoczeniem było więc przesłanie odcinka. Bez wdawania się w szczegóły: chodziło o wyższość rzeczywistości nad wyobraźnią, o zmierzenie się z dorastaniem. Który inny film animowany mówi wprost: patrzcie, jaka fajna jest fantazja, ale rzeczywistość mimo mnóstwa swoich wad jest jednak lepsza, bo jest prawdziwa?
Fabuła to tylko wierzchnia warstwa. Warto zagłębić się bardziej w "Gravity falls", a pozostanie w pamięci na dłużej. (I w sercu, no nie?) ;)
*
Wracając do tematu komiksu na konkurs Janusza Christy...
![]()
Tak wyglądają te same kadry, które wrzucałam ostatnio, ale już zeskanowane na profeszynal skanerze. Kolory wyszły prawie tak samo, ale nareszcie kontrast nie jest taki duży i przejścia są łagodne. I miałam naprawdę o wiele mniej pracy przy poprawianiu tego w Photoshopie, więc się opłaciło.
![]()
Cały komiks jest już wydrukowany i gotowy do wysłania na konkurs, więc trzymajcie ludzie kciuki za mnie i za scenarzystę Kubę Ryszkiewicza. :) To mój pierwszy udział w takim konkursie, więc szans wielkich nie mam, ale myślę, że wykonaliśmy kawał dobrej roboty i satysfakcja jest mega. :)
![]()
W ogóle po zrobieniu tego komiksu mam tylko ochotę na więcej i więcej. Wiem już trochę, jak wygląda praca nad scenariuszem i storyboardem. Mam sporo własnych scenariuszy, z czego jeden jest taki najulubieńszy (historia nazywa się "W dal", pisałam już o niej parę razy na blogu) i byłoby super, gdyby udało się go zrealizować. Wszystko zależy od tego, czy udałoby mi się go ograniczyć do sensownej ilości stron, bo materiał jest zbyt obszerny i mogę nie dać rady nad nim zapanować. Coś będę musiała z niego po prostu uciąć tu i tam. Zobaczymy. Byłaby to dla mnie możliwość na stworzenie czegoś już zupełnie mojego i całkowicie w moich klimatach. Od wczoraj szkicuję rośliny i zwierzęta, które mogłyby się tam pojawić. Wszystko byłoby takie totalnie moje, domy, tła... Takie pozbawione zasad i absurdalne. Chciałabym po prostu zrobić coś w klimatach mojego komiksu z 2011 (to były tylko 4 strony, ale nadal je kocham, to było tak bardzo moje i w moim stylu, muszę do tego wrócić). Jeżeli mi się uda zapanować nad tym scenariuszem, to może na licencjat zrobię właśnie ten komiks? Chociaż przez ostatnie dwa lata planowałam zrobić ilustrowaną książkę na bardziej poważny temat... Więc nie wiem jeszcze, na co się zdecyduję. Ale muszę przyznać, że rysowanie komiksów mnie wciągnęło. :) Da się? Da się!
Uderza mnie to, jak niesamowicie ukazana jest więź między dwójką głównych bohaterów, ostatnio chyba zapomniałam o tym wspomnieć. A po obejrzeniu całości zdałam sobie sprawę, że ten film opiera się głównie na tym. Kto ma rodzeństwo ten wie, jaka siła tkwi w takiej więzi (dla przykładu ja i mój brat często myślimy o tym samym w tym samym momencie, totalnie czytamy sobie w myślach). Film sporo by stracił, gdyby głównym bohaterem był jedynak. Przez te wszystkie odcinki można było obserwować relację opartą na poświęceniu i akceptacji. Przygoda Dippera i Mabel w pewnym momencie się skończyła, ale pozostała im ta druga osoba, z którą zawsze będzie się można dzielić wspomnieniami.
"Gravity falls" nie boi się dojrzałych przemyśleń. Jeżeli chodzi o końcowe odcinki, to największe wrażenie zrobił na mnie ten poświęcony wyobraźni ("Escape from Reality"). Odcinek ten, jak i przecież cały serial, wypełniony był magią i surrealizmem, słowem: był całkowitym oderwaniem od rzeczywistości. Tym większym zaskoczeniem było więc przesłanie odcinka. Bez wdawania się w szczegóły: chodziło o wyższość rzeczywistości nad wyobraźnią, o zmierzenie się z dorastaniem. Który inny film animowany mówi wprost: patrzcie, jaka fajna jest fantazja, ale rzeczywistość mimo mnóstwa swoich wad jest jednak lepsza, bo jest prawdziwa?
Fabuła to tylko wierzchnia warstwa. Warto zagłębić się bardziej w "Gravity falls", a pozostanie w pamięci na dłużej. (I w sercu, no nie?) ;)
*
Wracając do tematu komiksu na konkurs Janusza Christy...

Tak wyglądają te same kadry, które wrzucałam ostatnio, ale już zeskanowane na profeszynal skanerze. Kolory wyszły prawie tak samo, ale nareszcie kontrast nie jest taki duży i przejścia są łagodne. I miałam naprawdę o wiele mniej pracy przy poprawianiu tego w Photoshopie, więc się opłaciło.

Cały komiks jest już wydrukowany i gotowy do wysłania na konkurs, więc trzymajcie ludzie kciuki za mnie i za scenarzystę Kubę Ryszkiewicza. :) To mój pierwszy udział w takim konkursie, więc szans wielkich nie mam, ale myślę, że wykonaliśmy kawał dobrej roboty i satysfakcja jest mega. :)

W ogóle po zrobieniu tego komiksu mam tylko ochotę na więcej i więcej. Wiem już trochę, jak wygląda praca nad scenariuszem i storyboardem. Mam sporo własnych scenariuszy, z czego jeden jest taki najulubieńszy (historia nazywa się "W dal", pisałam już o niej parę razy na blogu) i byłoby super, gdyby udało się go zrealizować. Wszystko zależy od tego, czy udałoby mi się go ograniczyć do sensownej ilości stron, bo materiał jest zbyt obszerny i mogę nie dać rady nad nim zapanować. Coś będę musiała z niego po prostu uciąć tu i tam. Zobaczymy. Byłaby to dla mnie możliwość na stworzenie czegoś już zupełnie mojego i całkowicie w moich klimatach. Od wczoraj szkicuję rośliny i zwierzęta, które mogłyby się tam pojawić. Wszystko byłoby takie totalnie moje, domy, tła... Takie pozbawione zasad i absurdalne. Chciałabym po prostu zrobić coś w klimatach mojego komiksu z 2011 (to były tylko 4 strony, ale nadal je kocham, to było tak bardzo moje i w moim stylu, muszę do tego wrócić). Jeżeli mi się uda zapanować nad tym scenariuszem, to może na licencjat zrobię właśnie ten komiks? Chociaż przez ostatnie dwa lata planowałam zrobić ilustrowaną książkę na bardziej poważny temat... Więc nie wiem jeszcze, na co się zdecyduję. Ale muszę przyznać, że rysowanie komiksów mnie wciągnęło. :) Da się? Da się!