Tak więc na Pyrkonie byłam, przeżyłam* i nawet chcę jechać za rok. :)
* - pisząc "przeżyłam", mam na myśli: najzimniejsze prysznice po godzinnym staniu w kolejce, niespanie przez trzy dni na podłodze hali w gigantycznym morzu rzeczy (dziwię się, że udało mi się dokopać do mojego śpiwora) (nie zdziwiłabym się, gdybym znalazła tam też czyjeś zwłoki), nogi we krwi, bo przecież trzeba pokazać się w nowiutkich trampkach (ale zostałam poratowana uroczymi plastrami w sówki, dziękuję!).
Jak zawsze jechałam na konwent bardziej dla znajomych niż dla prelekcji. Najpierw jakoś na nikogo nie mogłam się natknąć (tłumów jest aż za dużo i na niektórych znajomych nawet nie da się trafić przez te trzy dni). Intuicja w końcu podpowiedziała mi, żeby przejść się do bloku mangi i anime. I owszem, tam byli wszyscy (to mi dało do myślenia. Jakich ja mam znajomych? Jak do tego doszło? XD). Ale serio, najlepsze punkty programu to te spoza programu, te spontaniczne i nieoficjalne, jak granie w karty do późna w nocy w najlepszym gronie Fantasme+Lurid. W sobotę było spotkanie DeviantArtu... które miało odbyć się w sali dla kilkudziesięciu osób, a przyszło nas kilkaset, więc przeszliśmy wielką deviantartową procesją przez cały teren konwentu, żeby znaleźć sobie jakieś miejsce. Poznałam kilka przesympatycznych osób, które już dawno chciałam poznać (w tym Nexivi, która totalnie jest moją idolką). Mój szkicownik zniknął mi z pola widzenia i wrócił z całą masą rysunków:
![]()
Wieczorem magicznie wylądowałam na piwie, tym razem w gronie komiksowym. Najlepszy sposób na zakończenie dnia. :) OK, na paru prelekcjach też byłam. Najbardziej została mi w pamięci ta o "Świecie według Ludwiczka" (dlatego następnym razem obiecuję sobie pójść na wszystkie prelekcje Wojtka Neleca, bo taki sympatyczny klimat był). W niedzielę, kiedy trzeba było wracać do rzeczywistości, oczywiście żałowałam, że tak krótko, nie mogłam odczepić się od znajomych, ale co robić, trzeba czekać do następnego konwentu. (Nie mogę jeździć na wszystkie, bo chyba bym zbankrutowała i przy okazji umarła xd. Ale kiedyś w końcu muszę pojechać na Komiksową Warszawę, żałuję, że w tym roku tego nie ogarnęłam. Na szczęście inna komiksowa impreza szykuje się w czerwcu w Gdańsku!)
*
Jeszcze wrzucę jakieś randomowe arty z Cukier. To pierwsze to projekt linorytu, to drugie to jakaś tam akwarelka.
![]()
* - pisząc "przeżyłam", mam na myśli: najzimniejsze prysznice po godzinnym staniu w kolejce, niespanie przez trzy dni na podłodze hali w gigantycznym morzu rzeczy (dziwię się, że udało mi się dokopać do mojego śpiwora) (nie zdziwiłabym się, gdybym znalazła tam też czyjeś zwłoki), nogi we krwi, bo przecież trzeba pokazać się w nowiutkich trampkach (ale zostałam poratowana uroczymi plastrami w sówki, dziękuję!).
Jak zawsze jechałam na konwent bardziej dla znajomych niż dla prelekcji. Najpierw jakoś na nikogo nie mogłam się natknąć (tłumów jest aż za dużo i na niektórych znajomych nawet nie da się trafić przez te trzy dni). Intuicja w końcu podpowiedziała mi, żeby przejść się do bloku mangi i anime. I owszem, tam byli wszyscy (to mi dało do myślenia. Jakich ja mam znajomych? Jak do tego doszło? XD). Ale serio, najlepsze punkty programu to te spoza programu, te spontaniczne i nieoficjalne, jak granie w karty do późna w nocy w najlepszym gronie Fantasme+Lurid. W sobotę było spotkanie DeviantArtu... które miało odbyć się w sali dla kilkudziesięciu osób, a przyszło nas kilkaset, więc przeszliśmy wielką deviantartową procesją przez cały teren konwentu, żeby znaleźć sobie jakieś miejsce. Poznałam kilka przesympatycznych osób, które już dawno chciałam poznać (w tym Nexivi, która totalnie jest moją idolką). Mój szkicownik zniknął mi z pola widzenia i wrócił z całą masą rysunków:

Wieczorem magicznie wylądowałam na piwie, tym razem w gronie komiksowym. Najlepszy sposób na zakończenie dnia. :) OK, na paru prelekcjach też byłam. Najbardziej została mi w pamięci ta o "Świecie według Ludwiczka" (dlatego następnym razem obiecuję sobie pójść na wszystkie prelekcje Wojtka Neleca, bo taki sympatyczny klimat był). W niedzielę, kiedy trzeba było wracać do rzeczywistości, oczywiście żałowałam, że tak krótko, nie mogłam odczepić się od znajomych, ale co robić, trzeba czekać do następnego konwentu. (Nie mogę jeździć na wszystkie, bo chyba bym zbankrutowała i przy okazji umarła xd. Ale kiedyś w końcu muszę pojechać na Komiksową Warszawę, żałuję, że w tym roku tego nie ogarnęłam. Na szczęście inna komiksowa impreza szykuje się w czerwcu w Gdańsku!)
*
Jeszcze wrzucę jakieś randomowe arty z Cukier. To pierwsze to projekt linorytu, to drugie to jakaś tam akwarelka.

